obudź kiedy wrzesień skończy co to jest
Definicja: gdzieś obok. Widziałeś? Czasem pytam Boga o okrucieństwo? Nie odpowiada. Nie rozumie.

Czy przydatne?

Co znaczy Obudź mie, kiedy wrzesień się skończy.../na motywach piosenki Green Day/

Słownik: W bezczasie. To mogło przydarzyć się mnie i tobie. W każdej sekundzie, w każdej wojnie która tylko teoretycznie ma słuszną rację.

A ona? Mogła być gdzieś obok.
Widziałeś?
Czasem pytam Boga o okrucieństwo? Nie odpowiada.
Nie rozumie?
Definicja: Impresja.

Obudź mnie, kiedy wrzesień dobiegnie końca...


Spotkamy się przypadkiem.

Siedziała z innymi dziewczynami przed szkołą, na murowanych schodach. Nie zwróciłabym na nią uwagi gdyby nie jej oczy - ogromne, smutne oczy. Takie, które trudno pomylić z innymi. Takie ciemnoniebieskie, które mogą cię zgubić. Takie, w których można zakochać się od pierwszego wejrzenia.

Wiem, iż to ona, właśnie ta, dla której syn mojej przyjaciółki stracił głowę zanim wyjechał. ‘Kochał. Tą pierwszą, szczeniacką miłością, wiesz...’

Wiem. Ta pierwsza, jedyna, niewinna. Ta, o której piszą amatorzy - poeci, o której video wzrusza do łez, którą widziałam w parku, w pocałunkach na ławce, o której śpiewa sennie radio.

Siedziałyśmy na werandzie domu, w tej dziwnej, świętej atmosferze towarzyszącej spotkaniom po latach. Po tylu latach... W pokoju w okolicy stoi łóżko chłopca i książki porozrzucane na stoliku. Nie sprząta. Przecież synek wkrótce wróci... Słońce zachodziło powoli, leniwie. Mówi półsłówkami. Żałuje, iż mnie przy niej nie było. Omijamy kilka trudniejszych tematów; po latach spędzonych daleko od siebie nawet przyjaźń traci datę ważności. Nie pytam czy się martwi, ponieważ czyż inaczej białe pasma nie zdobiłyby jej głowy tak wcześnie?

Opowiada o niej, delikatnej i radosnej, przy której chłopiec miał zapomnieć... Pytam o imię.

Cząstka historii, wojny, zapomniana i odnaleziona. Nie chcę, aby zaginęła pomiędzy zakurzonymi woluminami i starymi wydaniami plotkarskich magazynów. To temat zbyt delikatny na pierwszą stronę, iż kradnąc wspomnienie zniszczę małą cząstkę jej samej. Chce tylko wiedzieć.

Trudno było zaprosić ją na rozmowę, jeszcze trudniej zrozumieć. Próbuję. Siadamy naprzeciwko siebie w zatłoczonym, hotelowym barze.

- Jak jest teraz? To żal? – pytam. W spranym t-shircie i jeansach, bez makijażu wygląda na młodszą niż jest.

- Tęsknota. Smutek. I wiele niepewności – odpowiada poważnie. Oddycham z ulgą, bałam się. Faktycznie się bałam. Nie chciałabym zniszczyć świeżej jeszcze pewności, którą nosi jak maskę.

- Rozmawialiście ze sobą od czasu tej kłótni? – Pochyla się nad własną szklanką i pociąga kolorową słomkę. Bąbelki w wodzie uciekają.

- Nie – mówi po chwili - Nie było okazji.

- Nie było? Czy nie chciałaś jej tworzyć?

Milknie.

- Właściwie i jedno i drugie. Nie zrozum mnie źle. Byłam śmiertelnie zakochana... i to... mnie zabiło. Kiedy... kiedy nie zaprzeczył. Staliśmy na werandzie, pamiętam, płakałam. Wiesz, nie sądziłam, iż ten dzień kiedykolwiek nastąpi. I całe moje szczęście pękło, jak bańka mydlana. Wojna miała nas nigdy nie dotyczyć. Czy to los ze mnie zakpił?

Nad stolikiem poplamionym kawą zapada cisza. Słucham gwaru wokół nas. Nie wiem co powiedzieć.

- Nic nie mów, przecież wiem, iż nie potrafisz odpowiedzieć.

Kiwam głową.

- Możesz mi o nim opowiedzieć?

Przymyka oczy uśmiechając się delikatnie. Jasny cień rzęs drga na policzkach, świeca na stoliku płonie.

- Muszę?

- Nie. Chyba, iż masz ochotę.

Uśmiecha się po raz pierwszy tego wieczora, aczkolwiek oczy ma nadal ciemne i chłodne.

- Co chcesz wiedzieć?

- Od kiedy... – zastanawiam się chwile, ponieważ jak mówić o miłości która ciągle trwa – byliście wspólnie?

- Od świąt. Tylko kilka miesięcy... Cudownych miesięcy. Pamiętam ten pierwszy dzień... Dzwony biły donośnie, wokół pachaniały kwiaty. Zabrał mnie na spacer pod gwiazdami. Wierzyłam, iż dzwony zadzwonią raz jeszcze, kiedyś, dla nas... To naiwne?

- Nie.

- Miałam piec z nim naleśniki, słuchać deszczu spadającego z nieba i tańczyć przy starych płytach... Mieliśmy zawsze być. Tylko być.

- Powiodło się?

- A powiodło ci się kiedyś zatrzymać czas?

Kręcę głową.

- A ja niczego tak nie pragnęłam.

- W takim razie dlaczego? - Dlaczego młody chłopak wybiera mundur kiedy kilka lepszych uczelni w państwie szykuje dla niego miejsce? Kiedy jego matka spędza samotne wieczory? Kiedy ma kogoś, kto kocha...

- Jego tata. – Już nie jest rozmarzona. Patrzy na mnie z wyrzutem, jakbym zabrała jej ukochną, pluszową zabawkę do której przytula się w nocy. Jego zabawkę. Tę, którą podarował jej w walentynki.

- Co? – krztuszę się własną kawą. Nigdy bym nie pomyślała...

- Zginął na froncie.

Układanka rozpoczyna mieć sedno.

- Czyli zrozumiałaś.

- Cały czas się staram – mówi słabo – Teraz widzę to trochę inaczej.

- A wtedy? – dziennikarska ciekawość prowokuje pytania. Balansuję na skraju. Czy nie pytam o zbyt sporo?

- Przecież wiesz. Kiedy zawodzi miłość wali się świat.

Cofam się. Stoję na zatłoczonym cmentarzu pod parasolem matki. Pada deszcz. Przypominam sobie twarz innego chłopca o nierównych, ciemnych włosach. Nikt istotny, daleki kuzyn. Nic ważnego, przypadkowa śmierć. Czy czterolatka przejmuje się jakąś tam wojną? Przypadkowa kula. Wokół stali żołnierze, a ja zazdrościłam płaczącej nad grobem krepowej sukienki i kapelusza z woalem.

- Przykro mi.

Upija następny łyk wody. Ignoruje mnie, odgradza się murem ciszy. Milczmy więc obie słuchając starej szafy grającej.

- Nie żałuję – odzywa się niespodziewanie. Odgarnia grzywkę i zagląda mi w oczy – Czy to nie najpiękniejsza rzecz, jaką można usłyszeć kiedy płomień się wypali?

- A wypalił się?

- Mylisz świece. Moja stoi na grobie.

- Przecież on...

- Wiem. Lecz nie wierzę w szczęśliwe zakończenia – podsuwa mi wczorajszą gazetę, którą przyniosła w torebce. Poważany dziennik donosił o następnych ofiarach. Chciałam płakać; wraz z nią.

***

Spotykamy się w kawiarni, zupełnie przypadkowo.

- Wiesz, który jest dzisiaj dzień?

Sprawdzam. 30 września. Pokazuje jej datę w kalendarzu.

- Dlaczego pytasz?

- ponieważ to nasz dzień.

- To oznacza?

- To oznacza, iż nadzieja umiera ostatnia.

- Wrócił?

- Nie wiem – poprzez chwilę się waha, lecz zaraz wybucha gorąco - lecz pozwól mi uwierzyć, pozwól jeszcze raz. Tylko powiedz, iż się spotkamy, to się nawrócę, to uwierzę znów... Powiedział, iż to niedobry sen. A teraz budzimy się z końcem września. Pozwól mi uwierzyć, dobrze?

Uśmiecha się. Tak prawdziwie.

- Dobrze.

Wstaje. Spokojnie dopijam kawę kiedy wychodzi na zalaną słońcem ulicę.

***
Umieraliśmy osobno, aczkolwiek obiecałeś trzymać mnie za rękę tak długo jak będę tego potrzebowała.

Byłeś tak daleko, daleko... Czasem wyobrażam sobie, iż znów jemy ciastka kupione na rogu a później, w twoim pokoju walczymy na poduszki. Byliśmy zakochani. Czy to może zabić? Wierzyłam, och, tak bardzo wierzyłam. Myślalam, iż to wystarczy, aby poczuć ten ciepły wiatr, drżenie serca i urywany oddech. To co nam się zdarzyło – pierwszy pocalunek, obiad u twojej mamy, noc spędzona nad jeziorem... Tylko chwila.

Pamiętasz? Biegnąc w deszczu w kwietniowe popołudnie wyznałeś mi, iż mnie kochasz.
Tak bardzo tęsknię. Tak cholernie mocno.

Proszę, przyjdź.

Wrzesień się skończył...

***
Białe ściany. Ostry, cierpki zapach powietrza. Moje usta suche, spragnione. Tak duszno. Zasypiam modląc się, aby znów otworzyć oczy.

W nocy spadł deszcz, padał chyba z gwiazd. Myślałem o tobie nie słysząc strzałów, nie patrząc przed siebie ani w dal. Myślałem o tobie kiedy huk i pył wypełnił skromną, szpitalną salę...

Przepowiednia się spełniła.

Stałem się tym, kim być miałem.

Zaciera się twój obraz w mojej pamięci. To boli bardziej niż rany na mojej głowie i ramionach. Bardziej niż strzały.
Nie, nie całuj mnie teraz, ponieważ krew ma taki metaliczny smak...


Słabo pamiętam, lecz nigdy nie zapomnę

co straciłem.

Obudź mnie kiedy wrzesień się skończy...
  • Dodano:
  • Autor: