gorzko słodka symfonia co to jest
Definicja: nas słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Gorzko słodka symfonia

Słownik: Opowiadanie o ludziach takich, jak my. O problemach i rozwiązywaniu ich. O upadaniu i wstawaniu, aby dążyć do celu. Opowiadanie o życiu. O każdym z nas.
Definicja: 1. Obudziła się. Ktoś nad nią stał i krzyczał. To tylko Nadia potrząsała jej ramionami. Kinga próbowała czytać z ruchu jej ust, jednak za bardzo kręciło jej się w głowie, aby móc poświęcić aczkolwiek trochę uwagi jednemu punktowi.
W okolicy niej rudowłosa postać. Pewnie Tobiasz, jednak nie była pewna. Obraz był nieostry, rozmazywał się jak akwarele na kartce. Chłopak nachylił się nad Kingą i podał jej szklankę letniej wody i sporą białą tabletkę.
-Przepraszam, przepraszam…Nie chciałam.-dał się słyszeć drżący głos Nadii.
-Co się dzieje?- Tabletka była gorzka i pozostawiała posmak, którego dziewczyna nie mogła zniwelować wodą.
-Rodzice…- siostry rzadko rozmawiały na ich temat, było to zbyt bolesne.
-Rozumiem, nie kończ.- wiedziała już, iż nie jest dobrze. Następny ich wybryk, następna nieprzespana noc. Znów szpital. Powoli przestawała czuć się jak dziecko, z dnia dziennie musiała się sporo nauczyć. Nieraz zostawała sama w domu i musiała poradzić sobie z rodzicami sama.
Panicznie bała się alkoholików.
Zapadła cisza. Każdy na chwile zajął się tylko sobą. Nadia próbowała się pozbierać, znaleźć wyjście z sytuacji. Czuła się jak matka, tata i psycholog równocześnie. To przerastało jej możliwości.
Kinga usiadła o własnych siłach i kiwała się i trzęsła, walcząc z potwornym bólem głowy.
W jednej chwili oprzytomniała i już wiedziała dobrze, na czym stoją. Westchnęła. Nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać. Nareszcie nie było ich tu, pobliżu. Nie mogli jej skrzywdzić, nic nie mogli jej zrobić.
Jednak bała się. Własnej słabości, iż jednak jej się nie uda, iż nie wytrzyma napięcia. Wiedziała, iż tym wspólnie nie skończy się tylko na szpitalu. Tym wspólnie wszystko zgłoszą. Nie będzie już uciekania, ukrywania się. Miarka się przebrała.
-Zostajemy tu z tobą, źle wyglądasz.- Nadia odstawiła szklankę na parapet okna. Gwiazd już nie było.
Żadnego jasnego punktu na niebie. Tylko księżyc.
-lecz…ze mną wszystko w porządku, faktycznie.-Kinga podniosła się powoli, zaraz później z pomocą Tobiasza bezsilnie opadła na stojący nieopodal fotel.
-Zostańcie.- jedną ręką oparła się o ścianę, druga kurczowo przytrzymywała się ramienia przyjaciela. Czemu jej tak ciężko? Czyżby znów coś nie tak z jej zdrowiem? - Zostańcie.
A gwiazd już nie było. Został tylko ten przeklęty księżyc- złodziej światła słonecznego.

***

2. Obudził ją cichy szum gotującej się wody. Spojrzała na zegarek elektryczny stojący na szafce nocnej. Trzecia nad ranem. Ktoś parzy herbatę o trzeciej nad ranem. Normalne, pewnie matka jakieś gorzkie zioła albo melisę.
Ludzie mają ludzie mają różne problemy. Nie mniej ważnym jest bezsenność.
To nie mogła być jednak matka. Nie dziś. Teraz przecież jest w szpitalu. albo w dalszym ciągu na oddziale odwykowym.
- Niedługo dadzą im kartę stałego klienta.- mruknęła do siebie i wstała. Chwiejnym krokiem skierowała się do kuchni, gdzie jej siostra przysiadła na kuchennym blacie. Piła malinową, z ulubionego kubka. Kiedyś otrzymała go od Darka. Kiedyś…
- Nie śpisz.... dziecko? - spytała Nadia i uśmiechnęła się gorzko. Na szczery, prawdziwy uśmiech już od dawna nie było jej stać. Jednak kochała własną siostrę, a ona o tym wiedziała. To wystarczyło.
-Nie mów tak do mnie, za bardzo wczuwasz się w rolę matki.- Kinga usiadła na drewnianym taborecie.
Cisza. Obie ją lubiły. Niewiele rozmawiały.
-Nie ma już Darka?
-Nie ma.
-Lubię Tobiasza.- Kinga stuknęła łyżeczką od herbaty w kubek siostry.- Powinien dać ci nowy.
-Wolałabym pierścionek.- Nadia uśmiechnęła się lekko. Miała swój świat, gdzie kubek od Darka nie zawadzał, jednak stanowił symboliczny koniec. Ostatnia herbata, nigdy więcej.
-Nie za wcześnie na pierścionek?
-Nie.- starsza siostra zamyśliła się na chwilę.- Nie. Ponieważ widzisz, im szybciej się to stanie, tym szybciej się z stąd wyniosę.
-A co ze mną?
-Wiesz, iż cię tu nie zostawię. Coś wymyślę.
Nadia odstawiła swój kubek do zlewu i wyszła z kuchni. Zawróciła jednak i wyrzuciła naczynie do kosza na śmieci. Kinga patrzyła na nią z niedowierzaniem.
-wybrane złe chwile szybko się kończą, prawda? - powiedziała.
-Prawda. Chyba tak właśnie jest. I tak będzie.

***

3. Nie chciała tam iść. Każda wizyta w szpitalu przyprawiała ją o mdłości. Nie mogła znieść widoku bieli, lekarzy i ich zielonych fartuchów. To miejsce niemile jej się kojarzyło.
Tu odeszła jej babcia.
Wolała już znaleźć się w szkole, jak najdalej od wspomnień. Tam co najmniej ktoś na nią czekał. Co z tego, iż tylko Magda tak faktycznie przejmowała się jej losem? Wiedziała, iż z nią może faktycznie szczerze porozmawiać.
Wystarczyła jej tylko jedna taka osoba.
Przyjaciółka zapewne zapyta, gdzie była na trzech pierwszych lekcjach. Kinga nie potrafiła kłamać. co najmniej nie w czasie rozmowy z bliskimi jej osobami. Ceniła w ludziach szczerość, więc dlaczego miała łamać zasady, których miałby przestrzegać ktoś inny?
Cóż, najczęściej przecież ceni się coś, czego ma się najmniej.
Co więc ma powiedzieć Magdzie? Nie wiedziała.
-Jesteśmy. – usłyszała głos Tobiasza. Odpięła pasy i wysiadła z samochodu wprost na cementowy parking przyszpitalny.
Wokół pełno ludzi: spieszących się na operację lekarzy chirurgów, pacjentów spacerujących po terenie rekreacyjnym, potencjalnych mieszkańców oddziałów szpitalnych. Może na kontrolę, badania albo zabieg.
W środku duszno, biało i sterylnie. Zbyt sterylnie, nie do wytrzymania.
Sala numer 8. Była pewna, iż chce tam wejść? Nie, szczególnie, kiedy byli tu oni.
-Ach, moje kochane! O, i jest tez Tobiasz. Jak miło! – Teresa była w zaskakująco dobrym nastroju, w szczególności, jeżeli wziąć pod uwagę przyczynę jej pojawienia się tutaj. Morfina robi własne.
-Gdzie tata?
-Na badaniach.-odparła matka. Jej twarz wykrzywił dobrze znany siostrom grymas twarzy. Nie znosiła badań, nie znosiła szpitala i ludzi opiekujących się nią. W tych chwilach nie chciała widzieć nawet własnego męża.
Dlaczego więc to robiła?
-Proszę was, zabierzcie mnie z stąd. Boli…- dał się słyszeć cichy szept gdzieś zza białej kołdry na metalowym łóżku.- Ja już nie chcę, czuję się jak w zakładzie zamkniętym.
-Dziwne. Ja czuję się tak, odkąd nauczyłam się mówić. – mruknęła Kinga z nieukrywaną ironią.
-Dziecko, trochę szacunku. I nie takim tonem! Co z was za ludzie, przyszłość narodu.
-I kto to mówi? Ktoś, kto miał za zadanie przygotować nas do dorosłego życia, tymczasem to my musimy przystosowywać do świata ciebie i ojca. – Nadia próbowała zachować spokój, wytłumaczyć matce, iż jest im ciężko, porozmawiać. Jednak powoli emocje wygrywały.
-A o matkę trzeba dbać.- Teresa kontynuowała swój wywód.- Co się z tym światem dzieje? Tylko telewizja.
-I alkohol.-sprostowała Kinga. Zaraz później poczuła dość silne kopnięcie w kostkę.
-Dzięki.- zwróciła się do siostry.
-Jeszcze piją!
-No cóż, mówiłam o tobie.
Nastała krępująca cisza. Zwykle Kinga nie odzywała się do matki, a jeżeli nawet tak, to nie tym tonem. Dziś nie wytrzymała i powiedziała, co miała do powiedzenia. Co z tego, iż słowa były za ostre? Dziewczyna czuła, iż prawda jest, jaka jest i nie da przekazać jej się delikatnie, jeżeli rozmowa z matką ma przynieść pożądany skutek.
-Wiem, iż popełniam błąd.- Teresa poczuła na sobie spojrzenie córek.- No dobrze, wiele błędów.
-A ja wiem, iż życie jest zbyt cenne, aby je tracić w tak niemądry sposób. – to powiedziawszy, Kinga wybiegła z sali i skierowała się do najbliższej windy.
Dopiero w środku poczuła się bezpiecznie.
Nie chciała, aby ktoś widział, jak płacze. Ludzie uważali ją za osobę twardą jak skała, podchodzącą do wszystkiego schematycznie. Jest problem, więc musi być rozwiązanie. Tylko ona wiedziała, jak jest faktycznie.
Nie radziła sobie.
Winda zatrzymała się na drugim piętrze, wpuszczając do swego wnętrza pasażerów. Kinga wysiadła i resztę drogi pokonała, schodząc po schodach. Chciała być sama.
Wiedziała, gdzieś z pewnością jest ktoś, kto na nią patrzy. Tylko dlaczego nie chce jej pomóc?
Nie poszła do szkoły. Nie miała siły na odpowiadanie na zasadnicze pytania.
Skręciła w najbliższą alejkę, która prowadziła na Stare Miasto.
Zaczął padać deszcz. Nie miała parasolki, co niezbyt jej przeszkadzało. Lubiła deszcz.
Gdzieś w oddali, pewnie w którymś z tych sklepów muzycznych, grała muzyka. The Verve „Bitter Sweet Symphony”.
-Pasuje, jak ulał. – stwierdziła dziewczyna.
Życie to gorzko-słodka symfonia.
Tylko dlaczego więcej jest tego gorzkiego?
Kinga zatrzymała się gwałtownie i rozejrzała wokół siebie. Ludzie chowali się przed coraz większym deszczem, ale ci, którzy wytrwale maszerowali do swego celu wyglądali na szczęśliwych.
Może tj. właśnie recepta? Dążyć do celu, a przeciwnościom wychodzić naprzeciw?
- Możliwe. Muszę spróbować.- powiedziała do siebie i ruszyła, już trochę raźniej. Miała świadomość, iż tylko od niej zależy, jak będzie wyglądało jej życie. Wiedziała, iż teraz wszystko może się zmienić.
Spojrzała w górę. Deszcz nadal padał, jednak jego krople nie były już takie ciężkie, jak wcześniej. Zza chmur wyszło słońce.

„I can change.”

Tego była pewna.
  • Dodano:
  • Autor: