jeden tych co to jest
Definicja: Tekst został sprawdzany poprzez prawdziwego profesjonalistę w zakresie. Uwagi na końcu.

Czy przydatne?

Co znaczy "Jeden z tych dni"

Słownik: Opowiadanie wzorowane na świecie z gry "Elder Scrolls III: Morrowind". Opisuje sytuację nie związaną z kluczową fabułą , jednak mocno w niej osadzoną. Tekst został sprawdzany poprzez prawdziwego profesjonalistę w zakresie. Uwagi na końcu.
Definicja:

"Jeden z tych dni"

Wstał, aczkolwiek jego nogi, jak po każdej takiej nocy, odmawiały mu posłuszeństwa. Mimo jego elfickich korzeni, cząstka człowieka ciągle dawała mu o sobie znać. To było cząstka ulegania trunkom i wdawania się w zbyt częste bójki. Nie był z tego zadowolony, lecz trzeba zaznaczyć, iż obydwu rodziców szanował tak samo. Tak samo kochał Lentila z Balmory i Marię z Vivek.
Po dość komicznej próbie stworzenia na nogi, która jednak skończyła się sukcesem, zdał sobie sprawę ze swojego tragicznego położenia. Tragicznego, lecz co prawda będącego codziennością każdego gnuśnego pół-elfa, który przewarzająca część czasu spędza w przydrożnych karczmach. Znajdował się w Seyda Neen, w wiezieniu, w celi gościnnej. Nazwa wywodziła się stad, iż władze zatrzymywały tu głownie opryszków, którzy mieli tu przebywać nie więcej niż 48 godz.. To jest mała wioska, która dla wielu była rozpoczęciem przygody na Vvanderfell, a dla wielu kończyła się przymusową karą w formie robót na tutejszych dokach.
- Na świętego Sotha ! Moja biedna głowa ! – jego całe ciało jakby także zdawało się protestować, iż znalazło się w takiej sytuacji.
- Więc wstałeś – zza rogu wyłoniła się postać, elf z wysokiego rodu, pewnie tutejszy szeryf. – To dobrze, przespałbyś już cały dzień. Straciłeś chyba trzy posiłki.
- lecz co jest… Za co ja tu siedzę, co się tutaj w ogóle dzieje ?! – było dość poirytowany, bo uważał, iż w ogóle nie zrobił nic złego na ostatniej imprezie.
Powoli, jak zza mroków mgieł nad Suran wyłaniał aby się piękny las, jego umysł zaczął kojarzyć sobie wszystkie fakty. Był na urodzinach u niejakiego Cypriana z rodu Hlaalu. Impreza, jak to impreza: tutejszy korzenny browar, dużo nieznajomych, którzy ciągnęli cię na rundkę i przepiękne elfki. On powoli zaczął się w to wciągać. Później nie pamiętał już nic. No chyba tylko to, iż bił się z jakimiś ludźmi. Powody nie znał.
- Wstawaj wreszcie leniu. Chyba chcesz, żebym cię wypuścił, nie ?? – mimo jego pierwszych spostrzeżeń, ten szeryf nie był w ogóle taki arogancki.
Po chwili znajdował się w jego biurze, które było tuż celi gościnnej. Kazał mu usiąść, a następnie poczęstował dobrym napojem z liści kawowca. Ludzie nazywają to kawą, lecz nazwa napój bardziej mu pasowała. Była jakby bardziej łagodna i taka oficjalna.
- Wiesz co ?? W sumie, to ja nie mam nic do ciebie. Nie zrobiłeś nic takiego złego, no może za wyjątkiem tego, iż potłukłeś szybę bogu ducha winnej Sheny, która mieszka blisko „Uśmiechniętego Wędrowca”.
- iż co ?? Przecież to… No lecz jak… - granie przestraszonego całą sprawą jakoś mu za bardzo nie wyszło.
- Dobrze, dobrze – szeryf zdążył przejrzeć go na wylot, zanim ten wymyślił jakiś sensowny plan. – Już ja wiem jak to się zawsze kończy. Niby pół-elf, a taki nieostrożny. Dobra, pozwól tylko iż wpiszemy cię do kartoteki i będzie już po sprawie – wtem jego złote oczy zaświeciły się przebiegle – Ktoś wpłacił za ciebie kaucję. Czeka na ciebie przed Biurem dla Cudzoziemców.
Szeryf, który jak się dowiedział po plakietce wiszącej na ścianie po prawej stronie biurka, nazywa się Erwin Urdano, wyciągnął mały pliczek papierów, po czym zaczął coś notować. Wtem po chwili odezwał się do niego:
- Proszę podaj własne imię, nazwisko rodowe, miejsce zamieszkania i dane głowy rodu.
-Nazywam się Redon Złotowłosy. Mieszkam w domku za Balmorą. Moim ojcem jest Lentil z Balmory.
Erwin drgnął, jednak nie dał po sobie poznać, iż teraz ma przed sobą syna tego człowieka, który rozwiązał spisek w Izbie Rajców. Otóż Lentil swego razu parał się kupiectwem. Wędrował poprzez całe Vvardenfell, począwszy od Dragon Fel, Khuul, Tel Morę, Molag Mar, Balmory a skończywszy zawsze w Dzielnicy Tragarzy w Vivek. Właśnie pewnego razu Lentil zbrukany po sześciodniowej podróży bez dłuższego przystanku zatrzymał się u przyjaciela rodziny, Darvyna Olmasa, dobrego krasnoluda, który zawsze służył mu pomocą. Kolejnego dnia, szukając kupca na jego dość dobre płótna i skórzane zbroje, wstąpił przypadkiem do Izby Rajców. Jeszcze nie wiedział, iż pod pozorem organizacji zrzeszającej wszystkich elfów była to tak faktycznie sekretna melina dla wszystkich elfów z Czerwonych Gór. Rozprowadzali oni skoomę po całej wyspie, ku utrapieniu Cesarstwa. Więc Lentil, jak to na normalnego ciekawskiego elfa przystało, nie widząc żadnej ochrony wparował do piwnicy, bo tam słyszał jakąś rozmowę. Jednak gdy miał już się wyłonić zza rogu i zapytać Popielnych Elfów czy czasem nie chcą zakupić taniego i dobrego sukna, usłyszał krzyk. Przestraszył się , lecz chęć zobaczenia, co tam się dzieje była silniejsza. Wychylił się zza rogu i ujrzał czarnych magów którzy właśnie zabili jednego z popielnych. Za nimi stał zaś Osemon, ten, za którego głowę dają aż 10 tys. sztuk złota. Jego tata, jak to na przykładnego i zachłannego obywatela przystało cichaczem wydostał się z Izby Rajców i czym prędzej pobiegł do najbliższego posterunku Cesarstwa. Tam powiedział o wszystkim, co zobaczył i wskazał miejsce kryjówki Osemona. Jeden z sekretarzy od razu zwołał oddział straży i wspólnie z nim ruszyli do Izby. Dalsza opowieść byłaby trochę zbyt krwawa i dramatyczna, powiem wam tyle, iż Lentil uradowany wyjechał z Balmory z 10 tysiącami sztuk złota. Wieść o dość zaskakującym, , lecz za to prawdziwie nazwanym bohaterem Lenitilem obiegła całą wyspę. Od tej pory mógł rzucić kupiectwo i zaczął prowadzić sieć karczm i luksusowych hoteli, głównie przeznaczonych dla wysokich rangą krasnoludów i ludzi. Jego ród regularnie miał mu to za złe, ba, nawet jego własny świętej pamięci tata chciał go obłożyć klątwą, , lecz gdy zobaczył jakie przynoszą zyski, od razu wymienił zdanie. Lentil wtedy ożenił się z przepiękną Marią z Vivek. Właśnie z tego związku powstał Redon, który dzięki swoim złotym włosom zyskał przydomek Złotowłosy.
Erwin Urdano był niepewny co do tego, , lecz wolał nie zaryzykować pytaniem. Wiedział już czemu tak szybko wpłacono za niego kaucję. Więc jego tata nie był tylko takim bohaterem z wyboru, jak go opisywali, był również człowiekiem, którego wpływy zaczynały sięgać coraz głębiej.
- Więc dobrze Redonie. Nie mamy na ciebie nic, co pozwoliło aby nam zatrzymać ciebie na dłużej. Jesteś wolny, możesz iść – szeryf był wyraźnie zniesmaczony. Dawno nie trafił mu się frajer, którym mógłby pomiatać.
- Dzięki i pamiętaj jedno: zapamiętam sobie ciebie – Redon odwrócił się na pięcie i czym prędzej wyszedł z więzienia i ruszył w stronę Biura dla Cudzoziemców.
Pogoda w Seyda Neen była przepiękna. Nie było słońca, , lecz za to wiał ciepły, letni wiatr. Redon intrygował się jednym: któż chciałby wpłacić za niego kaucję ? Dobrze, mógł to być jeden z popleczników ojca, , lecz oni wszyscy teraz otwierają nową karczmę w Kalderze. Dziwne…
Czym prędzej ruszył w stronę Biura dla Cudzoziemców. Nie interesowało go nawet to, iż dzisiaj w „Uśmiechniętym Wędrowcu” jest promocja nowego browaru korzennego. Miał w głowie tylko jedno, spotkać się ze swoim niedoszłym wybawcą.
Drzwi od biura były nie naoliwione. Jego elfie uszy z nieprzyjemna chęcią notowały to irytujące skrzypienie. Wszedł i jego oczom ukazała masa różnych stworzeń, z wyglądu przypominających zwyczajnie ciułaczy. Widział krasnoluda, którego broda była tak ogromna, iż stojąc w kolejce, regularnie się o nią potykał. Klnął za to jak prawdziwy troll. Zaraz po nim jego uwagę przykuł typ, który z pewnością nie wyglądał na jednego z nich. Był ubrany w ekstrawagancką szatę, którą zdobiły różnej maści korale, zapewnie z Kopalni Księżycowej. Miał fikuśne zakręcone buty, które do bólu przypominały te, które noszą elfy z Wysokiego Rodu. Twarz miał dość prostą: zero pociągłości, włosy czarne, wręcz granatowe i charakterystyczna dla kupców z Wysp Askadyjskich kozia bródka. Gdy zauważył Redona, od razu uśmiechnął się i ruszył w jego kierunku.
- W pierwszej kolejności chciałbym się dowiedzieć kim jesteś i czego ode mnie chcesz – nie wiadomo czemu, , lecz Redon zraził się do niego. Był wyjątkowo niepewny, zahaczał wręcz o arogancję, , lecz to normalnego dla każdego zdrowej istoty, która ma aczkolwiek trochę domieszkę elfickiej krwi.
- Przepraszam cię bardzo. Powinienem był odebrać ciebie z tej celi. Wybacz mi – nieznajomy zbliżył się do niego i złapał go za bark. – Czyż nie uważasz, iż to miejsce jest nieodpowiednie dla kulturalnej rozmowy ? Powinniśmy pójść gdzie indziej. Co powiesz na karczmę ?
- O tfu ! Tylko nie karczma ! – na sam dźwięk tego słowa wzdrygnął się, jakby sam skoom spowodował te dreszcze.
- Aha – przybysz uśmiechnął się tylko. – Mogę tylko przypuszczać, czemu nie chcesz tam iść. W takim razie co powiesz na park za domkami robotników ??
Redon jak to miał w zwyczaju, na początku smęcił coś pod nosem, później jednak się zgodził. Szczególnie, iż nie znał gościa i nie wiedział o co mu chodzi. Jednego jest już pewien: z pewnością nie chce go obłupać z kasy, ponieważ gdyby chciał to zrobić, to już dawno aby to zrobił. Więc o co mu chodzi ??
Kiedy już zbliżali się do parku, nieznajomy przestał udawać takiego skrytego gościa i przemówił:
- Nazywam się Fanky. Jestem wieloletnim podróżnikiem i wiernym służącym Cesarstwa – usiedli na pierwszej lepszej ławce – poprzez sporo lat podróżowałem po całym Vvardenfell, nierzadko ocierając się o Czerwone Góry – tu jakby zwolnił tempa – Jestem również wieloletnim przyjacielem twego ojca, Lentila z Balmory. Gdyby nie to, iż pomógł mi ukrywać się przed Popielnymi Elfami, najprawdopodobniej nigdy nie miałbym zamiaru wyciągnąć cię szybciej z więzienia.
- No dobrze – Redon jak gdyby oswoił się z Fankym. Wiedział, iż jego tata ma wiele dobrych przyjaciół. – , lecz w jaki sposób ma się to do mnie ?
- No dobrze – kupiec wyciągnął zza szaty fajkę i nabił do niej tytoniu, po czym zaczął mówić dalej. – Twój tata, zaniepokojony, czemu tak długo nie zjawiasz się w Balmorze, długo szukał informacji gdzie się znajdujesz. Był nawet w Forcie Księżycowym, tym blisko kopalni. Nawet i tam nie słyszeli o żadnym Redonie Złotowłosym – strzepał tytoń z szaty, po czym wygładził ją. – Więc twój tata zatroskany o los swojego syna, zapytał mnie, czy nie mógłbym wypytywać się na południowych krańcach wyspy o niego. Akurat miałem tam kurs z karawaną, to nie odmówiłem. Więc po trzech dniach podróży znalazłem się w Seyda Neen. Tam usłyszałem o strasznej rozróbie, którą spowodował niejaki elf o złotych włosach – uśmiechnął się do niego dość cynicznie. – Więc nie zastanawiając się ruszyłem w stronę więzienia, bo myślałem, iż tam cię mogę spotkać. I nie myliłem się. Tam wpłaciłem za ciebie kaucję i dalszą część opowieści powinieneś już znać.
Redon już wiedział, czemu tak szybko go znaleziono. tata – ach, ten to dopiero potrafi się zatroskać o niego. Przecież mówił wyraźnie, iż jedzie do Cypriana na imprezę. A iż przy okazji zahaczył o parę innych miejsc, to już inna kwestia.
- No dobrze. I co ja mam teraz zrobić ? Pójść sobie grzecznie do domu ??
- O nie Redi ! – Fanky schował fajkę pod szatę. – Zapłaciłem za ciebie tyle, iż musisz mi się jakoś odwdzięczyć
- , lecz w jaki sposób – był wyraźnie zatroskany. – Tylko nie mów, iż mam ci pilnować karawany w nocy.
- Nie, będziesz moją jutrzejszą eskortą. Wybieram się do Balmory w drogę powrotną.
- , lecz… - Redon czuł tu jakiś podstęp jego zaborczego ojca.
- Wybór jest prosty, nie ma innej opcji... Muszę dotrzymać słów twojego ojca – zaśmiał się, rozbawiony jak syn Lentila broni się przed robotą. – Przy okazji odpracujesz swój dług.
- No trudno, niech ci będzie. , lecz na świętego Sotha, czemu akurat tak ? – jego irytacja była już dość wyczuwalna. Lenistwo także.
- Bez gadania. Idź znajdź sobie lokum na tę noc i jutro staw się w dokach, punktualnie przed odpływem pierwszych statków, dobra ?
- A mam jakiś inny wybór ?
- Nie masz za bardzo. Trzymaj się ! – Fanky roześmiany opuścił to miejsce.
Jak dla niego, to było już zbyt wiele, , lecz cóż mógł zrobić wobec woli ojca ? Zrezygnowany opuścił park i ruszył w stronę mieściny. Przeszedł poprzez pomost i naraz pomyślał, gdzie on może przenocować ? Przecież do karczmy go nie wpuszczą, a Cypriana pewnie nie ma. Stal i patrzył się zrezygnowany na stajnię, która znajdowała się w okolicy. Pomyślał, iż to może być nawet dobry pomysł…

* * * * * * * * * *

Gdy się obudził, poczuł łupanie w kościach. Ten typ noclegu nie odpowiadał mu za bardzo. Wstał zrezygnowany i czym prędzej wyszedł ze stajni. Pomyślał, iż najwyższa pora, aby iść do doków wreszcie opuścić to miejsce. Mieć już za sobą ten niechlubny czyn, jakiego się dopuścił.
Wchodząc do doków, poczuł dotkliwy smród. Przypominał on zapach ławicy skiśniętych ryb.
- Co z bagno. A podobno elfy umieją lepiej rządzić – mruknął zrezygnowany.
Wszedł do biura portowego i zaczął szukać Fankyego. Ale spośród tu zgromadzonych nie znalazł nikogo, kto aby chociaż go przypominał.
- Witam w dokach Seyda Neen. Czego pan sobie życzy ? Mamy luksusowy zakres usług transportowych na całym zachodnim brzegu – miły głos recepcjonisty wyrwał go z letargu.
Przyjrzał mu się uważniej. Wyglądał dość śmiesznie jak na Norda. Był średniego wzrostu, na sobie miał zwyczajne szaty, jakie zwyczajni nosić prości ludzie. Twarz miał podłużną, pooraną bruzdami, poprzez które wyglądał dość staro. Jego siwe włosy i bujna broda były pokaźne i przypominały mu osoby, które zazwyczaj nie mają w zwyczaju golić się każdego dnia.
- Szukam karawany pana Fankyego. Mam być jego eskortą. Powiedział, iż mam się tu zjawić.
- Czyli to ty ! – Nord wstał i uścisnął mu rekę. – Witaj Redonie Złotowłosy. Jestem Falgir. Miło mi cię poznać. Będziemy wspólnie eskortować jego towary.
- Nie mam nic przeciwko. Gdzie on się znajduje ? – chciał szybko przejść do sedna.
- Jest tuż za biurem. Czeka już na nas. Chodźmy więc ! – Falgir był dość żwawy i ruszył z fotela jak z procy.
Poszedł do drzwi po prawej i wrócił z jakimś typkiem, który wyglądał precyzyjnie jak on. Kazał mu zostać w recepcji i zaraz poszedł z Redonem za biuro.
Jak się spodziewał, karawana była dość małego rozmiaru. , lecz za towary, jakie tam trzymał, wskazywały, iż jest ona bardzo zamożny. Znajdowały się tam idealne sukna w kratę i buty z Dragon Fel, cenione za własną wytrzymałość. W drugiej przegródce znajdowały się zaś najznamienitsze bronie, jakie kiedykolwiek widział. Były tam nordyckie długie miecze, szklane shurikeny, nawet dopatrzył się tam dwóch wasabi. Był pod wrażeniem tego, co tam spostrzegł.
- Cześć Redi ! – jego nieoficjalny ton niezbyt mu się podobał. – Dobrze, iż przyszedłeś na czas. Ruszamy za okres. Będziemy jechać poprzez dwa dni. Tą noc prześpimy niedaleko na zachód od Fortu Księżycowego. Na kolejny dzień powinniśmy już być w domu. Czy zapoznałeś się już z naszym kompanem ?
- Na szczęście tak.
- To dobrze. Myślę, iż nie powinno być problemów na drodze, aczkolwiek zawsze trzeba uważać – Fanky podał mu miecz, którym się tak zachwycał – Trzymaj. To tak z przezorności, jakby czekało nas coś grubszego – w jego oku pojawił się niepokojący błysk.
- A co to aby mogło takiego być ? – Redon łyknął haczyk i przestraszył się trochę.
- Nie wiem. Ja tylko prorokuję na przyszłość. Dobra, ruszajmy już ponieważ nie nadrobimy drogi.
Wszyscy wsiedli do karawanu i wyjechali z Seyda Neen. Wyjeżdżając biegły za nim dzieci, które jak zawsze były zbytnio ciekawskie. Biegły za nimi do parku, a później już wracały do mieściny. Stosunkowo jak Redon odwracał się do tyłu już coraz słabiej widział wieżę, która witała przybyszów w Seyda Neen.
Podróż schodziła im dość szybko. Nim się obejrzał, byli już Pelagialem. Była pora obiadowa, wiec jego brzuszek domagał się pokarmu. Był głodny tym bardziej, iż nie zjadł jakiegokolwiek śniadania.
- Masz coś do jedzenia ? Robię się już głodny – zapytał od niechcenia Falgira.
- Czekaj, cos tam mam zawinięte w swoim tobołku. Trzeba było mnie obudzić przedtem, jak byłeś głodny – Wyciągnął z tobołka kawał jakiegoś porządnego wędzonego mięsa i dwa lembasy. – Trzymaj. To powinno ci wystarczyć.
- Dzięki ci bardzo – ruszył prędko do jedzenia i zaczął pałaszować a Falgir znów ułożył się do spania.
Redon zjadł wszystko, co mu dał. Zrobił się senny, , lecz pomyślał , iż lepiej będzie, jak nie zaśnie, tylko poogląda sobie widoki. Gdy wyjrzał zza płachty, ujrzał przepiękną plątaninę drzew. Były ogromne i poprzez wręcz majestatyczne. Liany oczepione wszędzie dodawały im niezwykłego uroku. Na ziemi zobaczył zaś rzadką odmianę paproci, zwaną papretanią. Była to roślina-kwiat do złudzenia przypominająca normalna paproć, tylko iż miała ciemniejsze liście i małe, blado-żółte kwiaty. Był zachwycony tym widokiem. Mimo, iż nie był estetykiem, uwielbiał jednak czasami usiąść tak bez powodu w nieznanym miejscu na Vvanderfell, rozbić namiot i na parę dni zaszyć się w gąszczu nieznanych mu scenerii, które powoli odkrywał. Uwielbiał przyrodę i jakkolwiek aby na to patrzeć, gdyby nie miał bogatych rodziców, pewnie udał aby się edukacji do Vivek i zostałby przyrodnikiem, lub w ostateczności botanikiem.
Majestatyczne widoki i jego głębokie sięganie wstecz pamięcią do najlepszych i najgorszych chwil swego życia, szybko doprowadziły go do snu. Nawet nie pamiętał, kiedy smacznie położył się w kącie i zasnął. Obudziło go dopiero szturchanie w boku.
Obudziło go szturchanie w boku.
- Wstawaj ! – Falgir lekko szturchał go mieczem. – Teraz twoja kolej warty.
- Co… to już noc ? – Redon wstał i rzeczywiście zobaczył ciemność i rozbity obóz przed sobą. – Dobra, już idę.
Rozciągnął się i ruszył do ogniska. Wokół niego nie było nic, tylko głucha cisza. Nie bał się tego, bo sporo razy nocował w tych warunkach. W tym momencie od razu przypomniał sobie tą upojną noc, kiedy wygrał konkurs z twardzielem z Gnaar Mok, kto wypije więcej semuty. Ścięło go wtedy totalnie, , lecz wygrał, zaś twardziel padł po dwudziestej kolejce. Pamiętał, iż trzeźwiał wtedy jakieś dwa dni. Uśmiechnął się na samo wspomnienie.
Wtem usłyszał tupanie, które nadchodziło z północy. Wystraszył się i wyciągnął miecz z pochwy. Przeczekał chwilę, po czym odgłosy ucichły, aby znów powrócić. Były niebezpiecznie blisko. Podejrzewał, iż to mogą być zbieracze skoomy, , lecz wymienił zdanie, gdy na niego runęło dwóch trolli.
- ALARM ! ! ! Na świętego Sotha, do walki ! Atakują nas ! – obudził Fankyego i Falgira, po czym ruszył do walki.
Trolle walczyły dzielnie jak na tak niemądre powstania. Pomieszały im się jednak szyki, gdy do walki włączyli się jego kompanii. Definitywnym zakończeniem potyczki był ruch Falgira. Odciął on ucho jednemu z trolli. To podziałało na drugiego piorunująco. Rzucił swój pordzewiały miecz i rzucił się do ucieczki. Drugi, ten bez ucha, padł na ziemię. Redon wbił mu miecz prosto w serce, kończąc tym samym jego żywot. Nie ruszyli w pościg za tym pierwszym, bo uważali iż byli to odszczepieńcy nie należący do jakiejś poważnej watahy.
- Na bogów ! To była jatka ! – Falgir zdawał się być zadowolony. – Doszyłeś mu Redi. Jak na takiego gnuśnego typa, jesteś całkiem dobry.
- Dobrze, iż nie zdążyli nic zwędzić – dodał Fanky.
- Mam jedną prośbę, dajcie mi się wyspać. Dla mnie to dość wrażeń jak na jeden wypad na urodziny – powiedział zmęczony, a zarazem wystraszony. Ruszył czym prędzej do karawany się wyspać.
Gdy się obudził, miał przed oczami mury potężnego Fortu Księżycowego. Więc jest już blisko domu. Ucieszył się, bo miał już dość wszystkiego. Czekał nawet ze spokojem na rozmowę z ojcem. Zależało mu tylko na tym, a aby znaleźć się w swoim domu.
- Wstałeś już bohaterze ? – Falgir uśmiechnął się do niego. – Odwaliłeś kawał dobrej roboty. Jestem z ciebie dumny. Fanky także.
- A ile jeszcze mil do Balmory ? – Redon myślał już tylko o jednym.
- Spokojnie, już widać w oddali mury. Zaraz będziemy – odpowiedział mu Fanky.
naprawdę, nie minęły dwie godziny, a już byli w mieście. Przywitał ich korowód ciekawskich osób, które chciały się dowiedzieć, kto przyjechał. Fanky odpędził ich i zatrzymał się koło Rynku.
- Synu, wróciłeś ! – twarz ojca przyprawiła Redona o dreszcze, , lecz jednak był zadowolony, iż go wreszcie widzi.
- Tato, ja ci wszystko wy… - już przyjął kruchą postawę, jednak tata mu przerwał.
- Daruję ci, a chociażby z racji na to, co zrobiłeś. Fanky wysłał gońca z informacją do mnie – w oczach pojawiły mu się łzy.
- , lecz tato, przestań ! Nie jest tak źle – starał się go pocieszyć.
- Chyba masz rację. Dzięki ci Fanky i tobie zacny Nordzie za pomoc. Macie u mnie dług wdzięczności – uścisnął obu ręce.
- Nie ma za co, To dla mnie był zaszczyt eskortować twego syna Lentilu – Falgir uśmiechnął się.
Wszyscy zadowoleni ruszyli w stronę przemysłową, do domu Lentila i Marii. Redon nie spodziewał się, iż tata nawet nic nie powie na jego zachowanie z Seyda Neen. A więc ten Fanky to nie jest taki niedobry gość. , lecz piwa korzennego to on już chyba nie ruszy poprzez długi czas…

KONIEC

********************

definicje mogące sprawić trudność:
skooma – rodzaj narkotyku, który może być przykładem naszej amfetaminy
semuta – rodzaj wysokoprocentowego alkoholu, pędzonego głównie z ziemniaków albo żyta
piwo korzenne – piwo wyrabiane z korzeni chmielu, wg, starej receptury wymyślonej 4 wieki przed akcją utworu
Święty Soth – jedno z lokalnych bóstw, regularnie gloryfikowane poprzez pół-elfów

Do opowiadania dodaję mapkę, na której są zawarte wszystkie miasta czy krainy geograficzne wymienione w opowiadaniu. Mapka jest w języku angielskim.


********************


-Caldera zamiast Kaldera

-!!!???!!! KRASNOLUD NA VVARDENFELL!!?? Krasnoludy zniknęły z nieznanych przyczyn dość dawno temu :) nikt ich odtąd nie widział a tu taki o sobie krasnolud pojawia się w Twoim opowiadaniu :P

-skoomA! rodzaj kobiecy :) W jednym miejscu był skoom

-Czerwona Góra - wulkan, a nie Czerwone Góry ;]

-Mroczny elf - ten z szarą skórą, Popielni to plemiona Mrocznych elfów, prawie każdy mroczny elf jest popielnym ;] a już z pewnością nie Ci z Izby Rajców ;]

-Dagon Fell, a nie Dragon Fell :P

-aż 2 dni z Seyda Neen do Balmory? :O

-"Nim się obejrzał, byli już Pelagialem"? o co chodzi? miasto nazywa się Pelagiad :)

-lembasy to we Władcy Pierścieni były xD


  • Dodano:
  • Autor: