morze co to jest
Definicja: Opowiadanie, które udowadnia, iż sny jednak czasami się spełniają słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Morze?!

Słownik: Opowiadanie, które udowadnia, iż sny jednak czasami się spełniają :)
Definicja: Mama obudziła mnie wcześnie rano.
-Wstawaj! Już piąta, ubieraj się, jedziemy na wycieczkę.
-Co?! Jaką wycieczkę?
-Zapomniałaś? Jedziemy do Czech, szykuj się.
Mam dość niezłą pamięć, lecz całkowicie nie wiedziałam o co chodzi. W ogóle nie przypominałam sobie, tak aby przedtem ktokolwiek informował mnie o jakimś wyjeździe, lecz godzinę później byłam już gotowa do drogi.
Gdy dotarliśmy na miejsce, ojciec zaprowadził nas w głąb lasu, gdzie pokazał nam stary domek bez okien i z uśmiechem oznajmił, iż tam będziemy mieszkać poprzez najbliższe dwa dni. O dziwo, wszystkim się spodobało, mnie także. Później poszliśmy nad morze. Woda była w sam raz do kąpieli, lecz my woleliśmy stać na molo i podziwiać błękitno-zielone fale.
-Och! Jak jest tu pięknie o tej porze roku!- Zachwycała się moja mama.
-Czeskie morze jest o sporo lepsze od naszego, polskiego. Tutaj jest cieplej, czyściej i ładniej.- Gdy tylko to powiedziałam, zerwał się straszliwy wiatr. Spokojna dotąd woda teraz piętrzyła się i zaczęła „zabierać” coraz więcej brzegu plaży. Trochę się bałam, iż fale nas dosięgną, więc zaproponowałam, żebyśmy wrócili do domku, lecz moja mama patrząc w dal powtórzyła tylko: „Jak jest tu pięknie o tej porze roku…” Przestraszyłam się na dobre, gdy jedna z fal zmoczyła mi stopy, a druga porwała jakiś samochód parkingu.. Na szczęście nareszcie morze ucichło, a fale „oddały” samochód. Z auta wysiadł zdenerwowany mężczyzna, a wchodząc na molo strasznie przeklinał. Szedł szybko w naszym kierunku, aż nagle poślizgnął się na oblodzonych deskach molo. Rozbawiło mnie to, lecz powstrzymując śmiech podbiegłam mu pomóc. W tej właśnie chwili zorientowałam się, iż miałam śniegu po kolana. Zrobiło mi się tak zimno, iż nie potrafiłam ruszać palcami u rąk i stóp. Nagle w pobliskim kościele zaczęły bić dzwony. Dźwięk ten był niemiły dla ucha i robił się coraz głośniejszy.
Obudziłam się. poprzez chwilę zastanawiałam się, czy to, co się zdarzyło było tylko snem. Zaczęłam się śmiać, gdy przypomniałam sobie o morzu w Czechach. Mina jednak szybko mi zrzedła, kiedy spojrzałam na półkę, a na niej zobaczyłam pocztówkę z napisem: „Serdeczne pozdrowienia z nad gorącego Morza Czeskiego”. Czyżbym dalej śniła? Usiadłam na łóżku, rozejrzałam się po pokoju. Wszystko było w porządku. Nagle usłyszałam jakiś trzask dobiegający z kuchni. Chwyciłam parasolkę, która stała w kącie i z małym strachem poszłam tam na paluszkach. Jakież było moja zdziwienie, gdy za stołem ujrzałam moją panią od historii, zajadającą się kanapkami z serem!
-Co pani robi w mojej kuchni?
-A gdzie „dzień dobry”? Wyjdź za drzwi, ładnie zapukaj, a później porozmawiamy.
-Jestem u siebie w domu!- nie ukrywałam oburzenia- Co pani tu robi?!
-Nie wrzeszcz i nie panikuj, ponieważ cię zaprowadzę do pani pedagog i obniżę ci ocenę z zachowania. Przyszłam przypilnować, żebyś dzisiaj dotarła na czas do szkoły.
-Dziękuję za troskę, lecz sobie poradzę- powiedziałam patrząc znacznie w kierunku drzwi wyjściowych.
-Ależ kochanie… twoja lekcja już się zaczęła!- odpowiedziała złowrogim śmiechem.
-To nie jest szkoła… nawet nie było dzwonka…- ledwie skończyłam, a ona wyciągnęła dzwonek z torebki i zaczęła nim dzwonić w taki sam sposób, jak robi to woźna, gdy nie ma prądu.
Tym wspólnie obudziłam się faktycznie. Dobrze, iż mój zegarek ma funkcję dzwonienia co piętnaście min..
Chyba zacznę zapisywać własne sny, ponieważ zdarzają mi się prorocze.
Tak było tamtego dnia… Spóźniłam się na pierwszą lekcję, lecz na szczęście nie była to historia… Oprócz tego czas w szkole mijał jak zazwyczaj. Do czasu lekcji wychowawczej…
-Aśka, uszczypnij mnie.
-Co?
-Błagam, uszczypnij, ponieważ ja chyba dalej śpię!
-Jak chcesz- koleżanka z ławki spełniła moją prośbę bez zawahania.
-Ała! Cholera, a więc jednak nie śnię…
Taka była moja reakcja, gdy nasza pani zaproponowała nam wycieczkę do Czech. Mieliśmy jechać we wtorek, za tydzień na pięć dni, wydatek 120 zł z wyżywieniem i noclegiem. Taka okazja mogłaby się nie powtórzyć, więc trzeba było skorzystać.
Gdy wróciłam ze szkoły od razu usiadłam do komputera i w wyszukiwarce Google wstukałam „sennik morze”. Wyświetliło się 489 tys. odpowiedzi. Wybrałam losowo cztery. Oto, czego się dowiedziałam:
Morze - zbliża się coś nowego, być może nowa, ogromna, namiętna miłość; burzliwe - strach, wrogość, walka.
Morze spokojne – radość; burzliwe - troski i zgryzoty.
Patrzeć na spokojne, pogodne morze - zdążamy ku pięknym, słonecznym czasom; burzliwe - przed tobą ciężka walka.
Widzieć morze - musisz zachowywać się nadzwyczajnie ostrożnie w gronie osób młodszych.
Bardzo mnie to zaciekawiło, więc sprawdziłam również znaczenie innych rzeczy występujących w moim śnie.
Chatka- dobrobyt.
Stary domek- brak poczucia bezpieczeństwa, kłopoty rodzinne.
Las świeży, zielony - długie, przyjemne życie.
Widzieć nauczyciela, obcować z nim - radość i satysfakcja, a również korzyści w czasie zgłębiania jakiegoś problemu.
Gdy przeczytałam wszystkie te pojęcia, aż zakręciło mi się w głowie. Uznałam, iż lepiej będzie, gdy już nie będę się tym wszystkim przejmować.
Tydzień zleciał bardzo szybko. Trzeba było pozałatwiać różne sprawy powiązane z wycieczką, podokupować brakujące części garderoby, modne klapki, nową piżamę, ponieważ przecież nie wolno pokazywać się znajomym w jakiejś starej, z zeszłego sezonu.
Dwie godziny przed wyjazdem postanowiłam iść do mojej cioci, która jest wróżką, gdyż sen o Morzu Czeskim powtórzył się jeszcze kilka razy.
-Moniczko!- przywitała mnie radośnie- Co cię do mnie sprowadza?
-Potrafisz wróżyć z kart i z fusów… a ja… chciałabym cię zapytać…. hm… to dość niemądre…
-No, wyduś to z siebie!
-No cóż… Chciałabym wiedzieć, czy potrafisz odczytywać znaczenie snów…
-Oczywiście, iż potrafię. O co chodzi? Coś cię trapi?
-Od tygodnia dręczy mnie pewien sen.
-Opowiedz mi go.
Gdy skończyłam mówić, ciotka spojrzała na mnie z zakłopotaniem.
-Ależ kochanie… czy ty wiesz, iż w Czechach nie ma morza?- powiedziała z politowaniem- Jak chcesz, mogę pokazać ci mapę…
-Oczywiście, iż o tym wiem!- krzyknęłam poirytowana- Ten sen jest bardzo dziwny i dlatego poprosiłam cię o pomoc, lecz widzę, iż na ciebie nie mogę liczyć!
-Spokojnie… przepraszam, jeżeli cię uraziłam… Wiesz… jakby ci to powiedzieć… twój sen raczej nic nie oznacza…
-Jak to? Każdy sen przecież coś oznacza... A jak wyjaśnisz to, iż powtarzał się kilka razy?
-Słuchaj skarbie- mówiła do mnie tonem niczym matka do kilkumiesięcznego dziecka- twój sen może oznaczać conajwyżej chęć odpoczynku.
-Co?
-Jesteś zmęczona szkołą, zwyczajnie marzą ci się już wakacje…
-Tylko tyle?- Nie ukrywałam zdziwienia. Szczerze powiedziawszy, byłam przygotowana na jakąś przepowiednię, na coś w stylu tego, co wyczytałam w senniku.
-Nie wiem, co ci mam jeszcze powiedzieć… może na pocieszenie postawię ci tarota i zrobię gorącej czekolady, co?
-Ciociu, lecz wiesz, gdy ten sen przyśnił mi się pierwszy raz, to później w szkole okazało się, iż jedziemy na wycieczkę do Czech. To był proroczy sen, prawda?- Na siłę doszukiwałam się w tym wszystkim mistycyzmu.
-Słuchaj kochanie… nie ma takiego czegoś jak prorocze sny. Co najmniej ja w to nie wierzę.
- lecz… - lecz…- zatkało mnie ze zdziwienia- przecież… ty… jesteś wróżką…
-Moniczko, przecież człowiek musi z czegoś żyć. Tylko nie rozpowiadaj tego, ponieważ stracę klientów. Tobie to mogę powiedzieć, ponieważ jesteś zaufaną osobą. Tak?- Spojrzała na mnie znacznie wyczekując pozytywnej odpowiedzi, a ja zwyczajnie nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Wyszłam z jej mieszkania bez słowa i postanowiłam już nigdy więcej tam nie wracać.
poprzez całe to zjawisko nie miałam już ochoty na jakiekolwiek wycieczki. Wsiadłam do autobusu zdołowana z zamierzeniem spędzenia pięciu dni na użalaniu się nad sobą. Na szczęście moim koleżankom powiodło się poprawić mi humor.
Już na miejscu zostaliśmy zakwaterowani w dość miłym i przytulnym hotelu. Jedzenie było pyszne i nawet znajdował się tam kryty basen, - lecz w najwyższym stopniu podobało mi się to, iż po obiedzie mieliśmy czas wolny, więc mogliśmy iść gdzie chcieliśmy. Część uzależniła się od miasta i każdego dnia traciła wiele pieniędzy w przeróżnych sklepikach. Reszta spalała tłuszczyk i wyrabiała kondycję chodząc po górach. Tylko mnie jedną ciągnęło do lasu.
sporo godz. upłynęło mi na podziwianiu przyrody, oglądaniu starych drzew i słuchaniu śpiewu ptaków. Nigdy nie byłam jakimś wielbicielem spędzania czasu na łonie natury, - lecz czułam, iż ten las był mi bardzo bliski. W ciągu trzech dni zdążyłam poznać każde drzewo i każdą ścieżkę jak swoją kieszeń. W przeddzień powrotu do domu postanowiłam pójść dalej niż zazwyczaj. Po drodze zachwycałam się walorami przyrody, aż nagle w oddali ujrzałam leśniczówkę, która trochę przypominała domek z mojego snu. Szybko pobiegłam w jej kierunku. Za leśniczówką stała drewniana ławeczka, na której siedział starszy mężczyzna z długą brodą.
-Czego szukasz dziewczynko?- Zapytał łamaną polszczyzną.
-Pan zna polski?
-Każdego roku przyjeżdża tu mnóstwo polskich turystów. Wypada znać kilka słów w tym języku.
-Aha… Wie pan? Śniło mi się, iż byłam w tym lesie… lub w podobnym…
-Bardzo ciekawe…
- - lecz to był bardzo niemądry sen, ponieważ mi się śniło, iż byłam tu nad morzem…
Liczyłam na to, iż staruszek mnie wyśmieje i z popatrzy na mnie z litością, - - lecz na jego twarzy nie dostrzegłam nawet cienia uśmiechu.
-Znam taką jedną legendę o Morzu Czeskim, - - lecz nie będę zawracał ci nią głowy.
-Błagam, niech pan opowie!
-wg legendy, w północnej części Czech znajdowało się kiedyś jezioro. Było jednak tak duże, iż ludzie nazywali je morzem. Kąpali się w nim, nawadniali dzięki niemu pola, kobiety prały w nim ubrania, a woda była tak czysta, iż również zaspokajała marzenie całej osady. Ludność czciła to „morze”, tak jak Egipcjanie czcili Nil. nareszcie jednak nadszedł czas wielkiej suszy. Jezioro wyschnęło i już nigdy „nie powróciło”. Koniec.
-To bardzo ciekawe… Zna pan jeszcze jakieś legendy?
-Znam, - - lecz nie mam czasu opowiadać, mam istotne wymagania. Do widzenia.
Mężczyzna oddalił się szybkim krokiem. Ja nagle poczułam żądzę przygody. Czułam, iż byłam blisko odkrycia tajemnicy… Jeszcze parę kroków i miałam odnaleźć Morze Czeskie. zwyczajnie wiedziałam to. > poprzez całe ciało przeszedł mi dreszczyk emocji… I wreszcie odnalazłam „ własne” morze. Moim oczom ukazał się cudny widok. Zobaczyłam morze kwiatów… piękną, zieloną łąkę, nad którą latały motylki.
Teraz już nigdy nikomu nie uwierzę, jeżeli powie mi, iż w Czechach nie ma morza
  • Dodano:
  • Autor: